sobota, 28 maja 2016

3. Cisza przed burzą.

Później wszystko było właściwie normalnie, rodzice czasem się kłócili, ale zaraz się godzili i było po sprawie. Choć najczęściej kłócili się o mnie. Na przykład o to, że któregoś dnia mama kazała mi posprzątać pokój i zrobiłam to, ale po swojemu. Poukładałam wszystko tak jak mi się podobało, a ona weszła do pokoju i mówiąc, że książki mam źle poukładane zrzuciła mi je z pułki i kazała poprawić. Byłam wtedy chyba jakoś w 1 klasie. Rozpłakałam się z nerwów a tata wszedł do pokoju i zapytał o co chodzi. Powiedziałam mu więc. Na co on poszedł z nią porozmawiać i pokłócili się o to, że tata podważa jej autorytet itd. W końcu się pogodzili, ale przy każdej sprzyjającej sytuacji wypominała mi, że przeze mnie się kłócą. Wzięłam to sobie do serca, naprawdę i starałam się już nie prowokować takich sytuacji. I później było już tylko lepiej. Przynajmniej tak mi się wydawało. Robiliśmy remont mieszkania za remontem. Mój pokój, łazienka, kuchnia, salon, ich sypialnia. Myślałam, że jesteśmy bogaci przez te wszystkie remonty. W końcu nasze mieszkanie było tak śliczne, że każdy kolega lub koleżanka mi zazdrościli. Któregoś dnia mama zrobiła dla mnie coś co dla dziecka w klasie podstawowej było cudowne. Chciałam mieć zwierzaka, konkretnie psa. Tata się nie zgadzał. Mówił, że nie będę się nim opiekować itd. czyli wszystkie rzeczy, których rodzice używają jako wymówki, a mama? Mama przekonała go i dosłownie w 5 minut poszliśmy do bankomatu wybrać pieniądze. Tata się zgodził pod jednym warunkiem, a mianowicie, że on nie będzie wychodził z psem na spacery. Mama od razu powiedziała, że nie ma się czym martwić bo ona będzie wychodziła rano i wieczorem a ja w ciągu dnia. Kupiliśmy cocker spaniela, suczkę. Byłam wniebowzięta i naprawdę wdzięczna mamie. Zaczęłam się coraz bardziej do niej przekonywać. Jednak to wszystko nie trwało zbyt długo...

1 komentarz: