poniedziałek, 2 kwietnia 2018

30. Rozwód a dzieci


      * Wybaczcie brak wpisu w ostatni piątek ale sami wiecie jak to jest święta i tak dalej. W ramach rekompensaty dodaję wpis dzisiaj. Pozdrawiam Falko.*
____________________________________________________________________________________
Rozwód to bardzo ciężki temat. Są różne sytuacje, różne okoliczności w jakich ludzie decydują się na rozwód. Jednak w mojej opinii jedno zawsze powinno być zgodne, mianowicie kwestia dzieci. Nie powinny one nigdy odczuwać tak bardzo tego, że rodzice się rozwodzą. Oczywiście nie da się tutaj mówić o tym by nie wiedziały co się dzieję, bo to jednak nieuniknione. Ale mimo wszystko uważam, że niektóre aspekty rozwodu nie powinny w ogóle dotyczyć dzieci. Powinny one wiedzieć podstawy to znaczy fakt, że rodzice nie będą już razem i tak dalej. Ale za wszelką cenę powinno się unikać tego by za bardzo angażować dzieci w sprawy dorosłych. A właśnie tak stało się z moim bratem. Chociaż to akurat mało powiedziane. Jak zostało wspomniane w poprzednim wpisie kilkakrotnie udawało nam się z nim spotykać, a kiedy nam się to nie udawało, to mogliśmy chociaż z nim rozmawiać przez telefon matki. Jednej rozmowy nigdy nie zapomnę, miała ona miejsce najpewniej po tym jak matka postanowiła "przybliżyć" Dawidkowi co się dzieje, oczywiście robiąc to tak by się wybielić. Dlatego też przy tej rozmowie nie rozmawialiśmy o tym jak idzie mu w szkole, jak się ma. Nie dało się. Dawid płakał do telefonu wyrzucając nam jak okropni jesteśmy pytając jak mogę tak krzywdzić mamę. Prosząc by tata nie dzwonił do niego "pod wpływem alkoholu". Słuchajcie on miał wtedy 6 lat. Kiedy słyszeliśmy te słowa z jego ust wiedzieliśmy, że to nie to co naprawdę myśli, a jedynie to co powiedziała mu ona. Ale to nie sprawiało, że bolało mniej, wręcz przeciwnie. To był taki cios, że przez parę miesięcy nie dzwoniliśmy do niego, nie chcąc by tak wyglądały te rozmowy, chcieliśmy dać mu czas. Chcieliśmy zapomnieć i dać jemu szansę by zapomniał....  Po tej rozmowie na moim profilu na facebooku pojawił się taki wpis : 
" Usłyszeć głos brata choćby na 15 minut, podczas których każe mi nie płakać głosem pełnym pogardy - bezcenne.
Usłyszeć głos brata choćby na 15 minut, podczas których mówi nam to co kazała mu matka - bezcenne.
Usłyszeć głos brata choćby na 15 minut, podczas których mówi mi i tacie, że nie chcemy go do siebie wziąć mimo, iż tyle razy próbowaliśmy i nadal próbujemy - bezcenne.
Usłyszeć głos brata choćby na 15 minut, podczas których wypomina mi u tacie, że krzywdzimy swoim zachowaniem mamę mimo, że to my jesteśmy krzywdzeni - bezcenne.
Usłyszeć głos brata choćby na 15 krótkich minut - bezcenne.
Usłyszeć głos brata - bezcenne....."

piątek, 23 marca 2018

29. Maestro?

Mój brat przychodząc na świat wiele mnie nauczył, choć z początku sama nie zdawałam sobie z tego sprawy. Uważam, że każde dziecko będące jedynakiem, ma trudności z pewnymi rzeczami. Co jest oczywiście naturalne, kiedy nie musimy się z nikim dzielić nie wiemy jak to robić. Mamy całą uwagę rodziców dla siebie i tak dalej. Dlatego też to mój brat wpłynął na mnie zmieniając mnie totalnie, na lepsze. Nauczył rzeczy jakich przed jego pojawieniem się na tym świecie nie wiedziałam. Stąd właśnie "przezwisko" jakie mu nadałam. Maestro... mój brat jest i zawsze będzie moim mistrzem. Wydobył w wielu aspektach tą lepszą stronę mnie. Nadal wydobywa i zawsze będzie. Zawsze będzie moim Dawidkiem, moim maestro. Pewnego dnia data jego urodzenia oraz to właśnie przezwisko zostanie wytatuowane na moim ciele. Jednak wtedy nie było go ze mną. Nie było ze mną mojego małego kompana. Chciał się z nami spotykać, nawet kilka razy udało nam się z nim spotkać i spędzaliśmy cudowne chwile nad Wisłą. Szukając pod wodą ryb, pływając. Wkrótce jednak dostaliśmy wszyscy w trójkę, ja tata i Dawid kolejny cios. Jakże bolesny. W mojej opinii nawet bardziej bolesny niż poprzednie wybryki matki...

piątek, 16 marca 2018

28. Już po wszystkim?

Nareszcie. Sprawa wygrana. Koniec tego wszystkiego. Naprawdę tak myśleliście? No co wy to nie żaden film z serii sprawiedliwość wygrywa itd. Ta wygrana tylko trochę nas podbudowała. I na początku tkwiliśmy w przekonaniu, że teraz może być już tylko lepiej. Wszystkie nasze krzywdy mogą odejść w zapomnienie. Zapadła decyzja o rozwodzie. Nie ma jej już. Jestem z tatą i wszystko będzie już tylko lepiej. Moja matka i mój tata nie są już razem, nie będą się już kłócić dostali co chcieli. Teraz powinni być w stanie się tolerować i zachowywać kulturalnie względem siebie. Po co sobie już teraz robić na złość prawda? Prawda myśl mądra i prawdziwa, jednak nie wszyscy się z nią zgadzają. a na pewno nie moja matka. Otóż prawda, sprawa wygrana, rozwód z winy matki, ja jestem z tata, ale mój brat. Mój brat jest z nią...

!! Informacja !!

Postaram się dodawać nowe rozdziały, w każdy piątek wieczorem, mogą występować drobne opóźnienia. Ale kiedy się one pojawią na pewno wynagrodzę to tym cierpliwym i wyrozumiałym, dodatkowym rozdziałem na blogu. Proszę o komentarze oraz klikanie w reklamy, dla was to chwila a mi może bardzo pomóc. Pozdrawiam Falko.

sobota, 10 marca 2018

27. "Orzekam rozwód... z winy."

Po moim przesłuchaniu wyszłam z sali rozpraw na korytarz, czekałam na tatę, nie wiem jak długo tak siedziałam sama czekając. Ale ilekolwiek czasu nie minęło strasznie mi się to dłużyło, chciałam już zapytać jak mi poszło, czy powiedziałam wszystko dobrze? Kiedy będzie wyrok? Ile jeszcze spraw? czy będę musiała jeszcze zeznawać? Grałam w gry na telefonie, patrzyłam przez okno, powtarzałam w myślach teksty ulubionych piosenek. Robiłam cokolwiek, by czas leciał szybciej i by w końcu zobaczyć tatę wychodzącego z sali rozpraw. W końcu drzwi sali się otworzyły, nie patrzyłam na nikogo tylko na tatę i jego adwokatkę. Jednak to jak w tamtej chwili wyglądał pozostawiało wiele do życzenia. Miał coś na kształt pokerowej twarzy, jednak mimo, że jego twarz nie wyrażała żadnych konkretnych emocji i nie dało się z niej wiele wyczytać to jednak było widać jedynie negatywne emocje. Byłam już całkowicie pewna, że przegraliśmy sprawę, i sędzia ogłosił rozwód z winy taty. Adwokatka szła tuż obok niego cały czas coś mówiąc, jednak on zdawał się w ogóle nie zwracać na nią uwagi. Podeszli oboje do ławki, na której siedziałam, Pani adwokat wciąż coś mówiła o tym, że do niego zadzwoni itd. Dlatego też nie chciałam przeszkadzać. Ale w końcu, już nie mogłam się powstrzymać, zwłaszcza kiedy z jej ust padły słowa "Gratuluję". Od razu spytałam czy wygraliśmy, na co ta z uśmiechem odparła po prostu "tak". Tata nadal nie wydawał się być zadowolony z tego powodu, dowiedziałam się jednak, że wynikało to z tego w jaki sposób sędzina ogłosiła wyrok. Otóż zamiast powiedzieć kto ową sprawę wygrał, a kto przegrał orzekła po prostu wyrok z winy. Co było dla niego niezrozumiałe, no bo z czyjej winy. Definitywnie nie z jego, jak już wspomniałam sprawę wygraliśmy. Wyszliśmy z sądu i udaliśmy się do samochodu gdzie tata stopniowo wracając do siebie zaczął wysyłać smsy informując rodzinę, o wygranej. Obojgu nam gdy już się uspokoiliśmy zdarzyło się uronić kilka łez. Byliśmy szczęśliwi i dość mocno zaskoczeni tym zwycięstwem. Zwłaszcza, że 13 kwietnia 2016 roku wypadał w piątek, piątek 13, dzień uważany powszechnie za pechowy okazał się dla nas totalnym przeciwieństwem pecha.

piątek, 23 lutego 2018

26. Adwokat zadając pytanie ma określony cel.

Trzynasty kwietnia rok dwa tysiące siedemnasty. Decydująca rozprawa rozwodowa moich rodziców. Stres sięgał zenitu mimo wcześniej przygotowanych w domu i omówionych pytań, wciąż pytania, które miałyby zostać zadane ze strony matki były dla nas wielką niewiadomą. Tym razem przed salą nie było żadnych problemów ze względu na to, że nie było też świadków na tej sprawie ja byłam jedynym. Procedury procedurami dlatego, też musiałam najpierw wejść na sale tylko po to by zaraz ją opuścić i poczekać na moment, w którym zostanę na nią zaproszona, wywołana po imieniu i nazwisku niczym w serialu Anna Maria Wesołowska. Byłam tak zdenerwowana, że kiedy już zaproszono mnie na salę i zaczęto mi zadawać pytania dużą częścią moich odpowiedzi były tzw przeze mnie żartobliwie "dźwięki myślenia"tj. "yyy...eeee...." itd. Jak już wspomniałam nie obawiałam się pytań ze strony adwokatki mojego taty ze względu na to, że wiedziałam mniej więcej czego się spodziewać. Dlatego przebrnęłam przez nie, jak mi się wydawało płynnie. Dopiero przy pytaniach od adwokata mojej matki zaczęły się komplikacje. Jasny jest cel zadawanych pytań przez danego adwokata w danej sytuacji. Dlatego byłam świadoma, że skoro w pozwie głównym podanym powodem rozpadu małżeństwa był "alkoholowy problem" mojego taty, to właśnie odnośnie tego będą zadawane pytania. Jednak zupełnie nie byłam świadoma sztuczek jakich mógłby próbować adwokat mojej matki. Spodziewałabym się pytania w stylu "Czy twój tata pije dużo alkoholu?" i takie też pytania padały, jednak jedno totalnie przerosło moje oczekiwania. Zbiło mnie z tropu tak bardzo, że zerknęłam nawet na sędzinę , nie wiedząc jak odpowiedzieć. Mianowice pytanie brzmiało " Czy twój tata przeklina". Pierwsze co przyszło mi do głowy, to jasne chyba każdemu zdarzy się użyć naszego polskiego, siarczystego i jakże pożytecznego w wielu codziennych sytuacjach "kurwa". Ale tego nie powiedziałam, nie chciałam wyjść na jakiegoś przygłupa, który nie rozumie zapewne oczywistego dla wszystkich tam obecnych pytania. Dlatego z lekkim wahaniem nie wiedząc w ogóle, czy wolno mi to powiedzieć stwierdziłam " Nie rozumiem pytania". Adwokat spojrzał na mnie by powiedzieć tylko "No czy twój tata przeklina?" powtórzyłam tępo swoją kwestię chcąc najpierw zrozumieć o co chodzi zanim potwierdzę lub zaprzeczę. I tak kilka razy powtarzaliśmy uparcie swoje kwestie. Szukając pomocy znów zerknęłam na sędzinę, jednak nic nie powiedziała. W końcu to on się ugiął i powiedział " No czy twój tata obrażał mamę?wyzywał? Mówił do niej obraźliwie". W tym momencie byłam tak szczęśliwa, że nie odpowiedziałam na to pytanie, jak wydało mi się odpowiednio w pierwszym momencie, bo to byłby wielki błąd, którego potem bym żałowała. Oczywiście zaprzeczyłam, żeby coś takiego kiedykolwiek miało miejsce. Byłam z siebie bardzo dumna.

25. Sam na sam z kłamstwem.

Z początku nie działo się nic specjalnego, ale po paru chwilach Magda zbliżyła się do mnie niby całkiem przypadkiem. Nie patrzyłam w jej stronę, choć mimo wszystko zerkałam kątem oka. Nagle zaczęła mówić. Najpierw brzmiało to jakby po prostu oceniała sytuację i mówiła sama do siebie na głos. Ale z czasem zaczęłam rozumieć, że tą swoją gadką tak naprawdę pije do mnie. Spojrzałam na nią i od razu wykorzystała sytuację. Patrzyła na mnie z obrzydzeniem, pogardą, nie podobało mi się to zwłaszcza, że to ja miałam jej dużo do zarzucenia. "Jak możesz tu przychodzić? Ciebie w ogóle nie powinno tu być" powiedziała, jakbym sama tego nie wiedziała. "Nie powinno, prawda. To wszystko nie powinno tak wyglądać. Nikogo z nas nie powinno tu być" odpowiedziałam spokojnie wiedząc, że moje jakiekolwiek rozdrażnienie byłoby dokładnie tym co próbowała osiągnąć. Uśmiechnęła się rozbawiona moją odpowiedzią co trochę zbiło mnie z tropu, dla mnie nie było w tym nic śmiesznego. "Jak możesz siedzieć tu dumna z siebie? Twoja matka tyle dla ciebie zrobiła, a ty tak się jej odpłacasz" zaczęła swój wywód. Wiedziałam, że nic dobrego z tej rozmowy nie wyniknie, ale musiałam odpowiedzieć, właściwie nawet nie było czasu na zastanowienie się. To co mówiła było dalekie od prawdy i do tego nie zgadzało się z tym, co sama mówiła jeszcze jakiś czas temu zapewniając mnie, że mi pomoże. Pokręciłam głową i powiedziałam stanowczo, że to nie prawda, że moja matka mnie okłamywała i wpajała kłamstwa o moim  tacie przez całe życie, kiedy to ona okazała się tą "złą". Jej odpowiedź była natychmiastowa. I kilka kolejnych. Wywierała na mnie presje zarówno szybkością z jaką odpowiadała jak i masą pytań jakie niczym pociski wypadały z jej ust w moją stronę. Oczywiście każde z nich było nastawione wrogo w stosunku do mojego taty. Jedno pytanie najbardziej zapadło mi w pamięć. Było ono totalnym przeinaczeniem prawdy i dotknęło mnie bardzo. " Twoja matka z ust by sobie wyjęła by ciebie nakarmić, kupowała ci ubrania i wszystko czego potrzebowałaś, a ojciec? On potrafił kupić ci tylko parę tanich podrobionych butów, żeby starczyło mu na piwo". Może to głupie, że akurat takie pytanie trafiło w mój czuły punkt. Ale pozwólcie, że wytłumaczę. Moja rodzina nigdy nie była ani strasznie bogata, ani też bardzo biedna. Zawsze było w domu to czego było mi i mojemu braciszkowi trzeba. Jednak, jeśli dało się w jakiś sposób oszczędzić trochę pieniędzy to korzystaliśmy z możliwości. Ciuchy dla mnie były odkąd pamiętam kupowane w second handach, nie przeszkadzało mi to jakoś strasznie, w końcu ubrania pasowały i były w dobrej cenie. Jednak zazdrościłam rówieśnikom, których było stać na markowe ciuchy. Buty Nike, Addidas itd. Moją pierwszą markową parą butów były buty Nike kupione mi przez tatę jeszcze w trakcie tego całego koszmaru kiedy to tak jak zostałam nauczona robiłam co matka mi kazała. Kosztowały 139zł, 120zł dał mi na nie tata resztę dopłaciłam ze swoich kieszonkowych. Jednak zanim te firmowe buty weszły w moje posiadanie. Tata kupił mi pewnego razu na giełdzie buty również Nike za jedyne 60zł co już wydało się dziwne, ale potraktowaliśmy to po prostu jako dobrą okazję. Po kilku dniach okazało się jednak, że oznaczenia " Nike" na butach były tylko tandetnymi naklejkami, które odpadły. Brak marki mi nie przeszkadzał, buty naprawdę mi się podobały. I to właśnie o tych podróbkach mówiła Magda totalnie zapominając o tych oryginalnych, a raczej celowo je pomijając. Bardzo mnie to zbulwersowało, emocje wzięły górę i podniosłam głos tłumacząc jej, że jest fałszywa i, że to wcale nie tak wyglądało. Nie dała mi nawet dojść do słowa wciąż najeżdżając na mojego tatę. Gotowało się we mnie, ale czułam się totalnie bezradna mimo ogromnych chęci bronienia taty. Po chwili usłyszałam obok nas głosy, zerknęłam w bok i zobaczyłam, że z sali sądowej wychodzą po kolei Pani adwokat i tata oraz matka ze swoim adwokatem. Nawet nie zauważyłam, że na moich policzkach zaczęły się pojawiać samotne łzy. Tata od razu do mnie podszedł, a Magda od razu się wycofała jakby nigdy nic. Pani adwokat widząc w jakim jestem stanie powiedziała, że może lepiej bym nie była jednak powołana na świadka. Rozumiem, że nie chciała dla mnie niepotrzebnego stresu, ale nie mogłam odpuścić. Wróciliśmy do domu...