sobota, 10 marca 2018

27. "Orzekam rozwód... z winy."

Po moim przesłuchaniu wyszłam z sali rozpraw na korytarz, czekałam na tatę, nie wiem jak długo tak siedziałam sama czekając. Ale ilekolwiek czasu nie minęło strasznie mi się to dłużyło, chciałam już zapytać jak mi poszło, czy powiedziałam wszystko dobrze? Kiedy będzie wyrok? Ile jeszcze spraw? czy będę musiała jeszcze zeznawać? Grałam w gry na telefonie, patrzyłam przez okno, powtarzałam w myślach teksty ulubionych piosenek. Robiłam cokolwiek, by czas leciał szybciej i by w końcu zobaczyć tatę wychodzącego z sali rozpraw. W końcu drzwi sali się otworzyły, nie patrzyłam na nikogo tylko na tatę i jego adwokatkę. Jednak to jak w tamtej chwili wyglądał pozostawiało wiele do życzenia. Miał coś na kształt pokerowej twarzy, jednak mimo, że jego twarz nie wyrażała żadnych konkretnych emocji i nie dało się z niej wiele wyczytać to jednak było widać jedynie negatywne emocje. Byłam już całkowicie pewna, że przegraliśmy sprawę, i sędzia ogłosił rozwód z winy taty. Adwokatka szła tuż obok niego cały czas coś mówiąc, jednak on zdawał się w ogóle nie zwracać na nią uwagi. Podeszli oboje do ławki, na której siedziałam, Pani adwokat wciąż coś mówiła o tym, że do niego zadzwoni itd. Dlatego też nie chciałam przeszkadzać. Ale w końcu, już nie mogłam się powstrzymać, zwłaszcza kiedy z jej ust padły słowa "Gratuluję". Od razu spytałam czy wygraliśmy, na co ta z uśmiechem odparła po prostu "tak". Tata nadal nie wydawał się być zadowolony z tego powodu, dowiedziałam się jednak, że wynikało to z tego w jaki sposób sędzina ogłosiła wyrok. Otóż zamiast powiedzieć kto ową sprawę wygrał, a kto przegrał orzekła po prostu wyrok z winy. Co było dla niego niezrozumiałe, no bo z czyjej winy. Definitywnie nie z jego, jak już wspomniałam sprawę wygraliśmy. Wyszliśmy z sądu i udaliśmy się do samochodu gdzie tata stopniowo wracając do siebie zaczął wysyłać smsy informując rodzinę, o wygranej. Obojgu nam gdy już się uspokoiliśmy zdarzyło się uronić kilka łez. Byliśmy szczęśliwi i dość mocno zaskoczeni tym zwycięstwem. Zwłaszcza, że 13 kwietnia 2016 roku wypadał w piątek, piątek 13, dzień uważany powszechnie za pechowy okazał się dla nas totalnym przeciwieństwem pecha.

piątek, 23 lutego 2018

26. Adwokat zadając pytanie ma określony cel.

Trzynasty kwietnia rok dwa tysiące siedemnasty. Decydująca rozprawa rozwodowa moich rodziców. Stres sięgał zenitu mimo wcześniej przygotowanych w domu i omówionych pytań, wciąż pytania, które miałyby zostać zadane ze strony matki były dla nas wielką niewiadomą. Tym razem przed salą nie było żadnych problemów ze względu na to, że nie było też świadków na tej sprawie ja byłam jedynym. Procedury procedurami dlatego, też musiałam najpierw wejść na sale tylko po to by zaraz ją opuścić i poczekać na moment, w którym zostanę na nią zaproszona, wywołana po imieniu i nazwisku niczym w serialu Anna Maria Wesołowska. Byłam tak zdenerwowana, że kiedy już zaproszono mnie na salę i zaczęto mi zadawać pytania dużą częścią moich odpowiedzi były tzw przeze mnie żartobliwie "dźwięki myślenia"tj. "yyy...eeee...." itd. Jak już wspomniałam nie obawiałam się pytań ze strony adwokatki mojego taty ze względu na to, że wiedziałam mniej więcej czego się spodziewać. Dlatego przebrnęłam przez nie, jak mi się wydawało płynnie. Dopiero przy pytaniach od adwokata mojej matki zaczęły się komplikacje. Jasny jest cel zadawanych pytań przez danego adwokata w danej sytuacji. Dlatego byłam świadoma, że skoro w pozwie głównym podanym powodem rozpadu małżeństwa był "alkoholowy problem" mojego taty, to właśnie odnośnie tego będą zadawane pytania. Jednak zupełnie nie byłam świadoma sztuczek jakich mógłby próbować adwokat mojej matki. Spodziewałabym się pytania w stylu "Czy twój tata pije dużo alkoholu?" i takie też pytania padały, jednak jedno totalnie przerosło moje oczekiwania. Zbiło mnie z tropu tak bardzo, że zerknęłam nawet na sędzinę , nie wiedząc jak odpowiedzieć. Mianowice pytanie brzmiało " Czy twój tata przeklina". Pierwsze co przyszło mi do głowy, to jasne chyba każdemu zdarzy się użyć naszego polskiego, siarczystego i jakże pożytecznego w wielu codziennych sytuacjach "kurwa". Ale tego nie powiedziałam, nie chciałam wyjść na jakiegoś przygłupa, który nie rozumie zapewne oczywistego dla wszystkich tam obecnych pytania. Dlatego z lekkim wahaniem nie wiedząc w ogóle, czy wolno mi to powiedzieć stwierdziłam " Nie rozumiem pytania". Adwokat spojrzał na mnie by powiedzieć tylko "No czy twój tata przeklina?" powtórzyłam tępo swoją kwestię chcąc najpierw zrozumieć o co chodzi zanim potwierdzę lub zaprzeczę. I tak kilka razy powtarzaliśmy uparcie swoje kwestie. Szukając pomocy znów zerknęłam na sędzinę, jednak nic nie powiedziała. W końcu to on się ugiął i powiedział " No czy twój tata obrażał mamę?wyzywał? Mówił do niej obraźliwie". W tym momencie byłam tak szczęśliwa, że nie odpowiedziałam na to pytanie, jak wydało mi się odpowiednio w pierwszym momencie, bo to byłby wielki błąd, którego potem bym żałowała. Oczywiście zaprzeczyłam, żeby coś takiego kiedykolwiek miało miejsce. Byłam z siebie bardzo dumna.

25. Sam na sam z kłamstwem.

Z początku nie działo się nic specjalnego, ale po paru chwilach Magda zbliżyła się do mnie niby całkiem przypadkiem. Nie patrzyłam w jej stronę, choć mimo wszystko zerkałam kątem oka. Nagle zaczęła mówić. Najpierw brzmiało to jakby po prostu oceniała sytuację i mówiła sama do siebie na głos. Ale z czasem zaczęłam rozumieć, że tą swoją gadką tak naprawdę pije do mnie. Spojrzałam na nią i od razu wykorzystała sytuację. Patrzyła na mnie z obrzydzeniem, pogardą, nie podobało mi się to zwłaszcza, że to ja miałam jej dużo do zarzucenia. "Jak możesz tu przychodzić? Ciebie w ogóle nie powinno tu być" powiedziała, jakbym sama tego nie wiedziała. "Nie powinno, prawda. To wszystko nie powinno tak wyglądać. Nikogo z nas nie powinno tu być" odpowiedziałam spokojnie wiedząc, że moje jakiekolwiek rozdrażnienie byłoby dokładnie tym co próbowała osiągnąć. Uśmiechnęła się rozbawiona moją odpowiedzią co trochę zbiło mnie z tropu, dla mnie nie było w tym nic śmiesznego. "Jak możesz siedzieć tu dumna z siebie? Twoja matka tyle dla ciebie zrobiła, a ty tak się jej odpłacasz" zaczęła swój wywód. Wiedziałam, że nic dobrego z tej rozmowy nie wyniknie, ale musiałam odpowiedzieć, właściwie nawet nie było czasu na zastanowienie się. To co mówiła było dalekie od prawdy i do tego nie zgadzało się z tym, co sama mówiła jeszcze jakiś czas temu zapewniając mnie, że mi pomoże. Pokręciłam głową i powiedziałam stanowczo, że to nie prawda, że moja matka mnie okłamywała i wpajała kłamstwa o moim  tacie przez całe życie, kiedy to ona okazała się tą "złą". Jej odpowiedź była natychmiastowa. I kilka kolejnych. Wywierała na mnie presje zarówno szybkością z jaką odpowiadała jak i masą pytań jakie niczym pociski wypadały z jej ust w moją stronę. Oczywiście każde z nich było nastawione wrogo w stosunku do mojego taty. Jedno pytanie najbardziej zapadło mi w pamięć. Było ono totalnym przeinaczeniem prawdy i dotknęło mnie bardzo. " Twoja matka z ust by sobie wyjęła by ciebie nakarmić, kupowała ci ubrania i wszystko czego potrzebowałaś, a ojciec? On potrafił kupić ci tylko parę tanich podrobionych butów, żeby starczyło mu na piwo". Może to głupie, że akurat takie pytanie trafiło w mój czuły punkt. Ale pozwólcie, że wytłumaczę. Moja rodzina nigdy nie była ani strasznie bogata, ani też bardzo biedna. Zawsze było w domu to czego było mi i mojemu braciszkowi trzeba. Jednak, jeśli dało się w jakiś sposób oszczędzić trochę pieniędzy to korzystaliśmy z możliwości. Ciuchy dla mnie były odkąd pamiętam kupowane w second handach, nie przeszkadzało mi to jakoś strasznie, w końcu ubrania pasowały i były w dobrej cenie. Jednak zazdrościłam rówieśnikom, których było stać na markowe ciuchy. Buty Nike, Addidas itd. Moją pierwszą markową parą butów były buty Nike kupione mi przez tatę jeszcze w trakcie tego całego koszmaru kiedy to tak jak zostałam nauczona robiłam co matka mi kazała. Kosztowały 139zł, 120zł dał mi na nie tata resztę dopłaciłam ze swoich kieszonkowych. Jednak zanim te firmowe buty weszły w moje posiadanie. Tata kupił mi pewnego razu na giełdzie buty również Nike za jedyne 60zł co już wydało się dziwne, ale potraktowaliśmy to po prostu jako dobrą okazję. Po kilku dniach okazało się jednak, że oznaczenia " Nike" na butach były tylko tandetnymi naklejkami, które odpadły. Brak marki mi nie przeszkadzał, buty naprawdę mi się podobały. I to właśnie o tych podróbkach mówiła Magda totalnie zapominając o tych oryginalnych, a raczej celowo je pomijając. Bardzo mnie to zbulwersowało, emocje wzięły górę i podniosłam głos tłumacząc jej, że jest fałszywa i, że to wcale nie tak wyglądało. Nie dała mi nawet dojść do słowa wciąż najeżdżając na mojego tatę. Gotowało się we mnie, ale czułam się totalnie bezradna mimo ogromnych chęci bronienia taty. Po chwili usłyszałam obok nas głosy, zerknęłam w bok i zobaczyłam, że z sali sądowej wychodzą po kolei Pani adwokat i tata oraz matka ze swoim adwokatem. Nawet nie zauważyłam, że na moich policzkach zaczęły się pojawiać samotne łzy. Tata od razu do mnie podszedł, a Magda od razu się wycofała jakby nigdy nic. Pani adwokat widząc w jakim jestem stanie powiedziała, że może lepiej bym nie była jednak powołana na świadka. Rozumiem, że nie chciała dla mnie niepotrzebnego stresu, ale nie mogłam odpuścić. Wróciliśmy do domu...

sobota, 11 listopada 2017

24. Przyśpieszmy trochę...tzn. Pierwsza rozprawa

Pierwsza rozprawa rozwodowa z powództwa mojej matki. Mimo, że chciałam na niej zeznawać nie wolno mi było ze względu na mój wiek. Jak powiedziała nam pani adwokat, jeśli chodzi o sprawę rozwodową własnych rodziców dziecko nie może zeznawać do momentu ukończenia 17 roku życia, chyba, że chodzi o przemoc w rodzinie. Moja matka w pozwie rozwodowym jako powód rozpadu pożycia małżeńskiego podała"problem" mojego taty z alkoholem. Dlatego też, kiedy rozmawialiśmy o sprawie to bym była świadkiem nie wchodziło w grę, miałam wtedy 16 lat. Jednak mimo tego, że nie było mi dane zeznawać chciałam pójść do sądu z tatą. By go wspierać by po prostu być z nim. Zgodził się na to. Nie pamiętam na jaki termin wyznaczono dokładnie pierwszą rozprawę, ale wiem, że było to po nowym roku. Więc również po moich 17 urodzinach. Dlatego nalegałam by tata porozmawiał z panią adwokat by wezwali mnie na świadka przy kolejnej rozprawie. W sądzie czekaliśmy z tatą przed wskazaną w jego wezwaniu salą dużo przed czasem. Byli również świadkowie. Ze strony taty była to sąsiadka, która miała potwierdzić, że w naszym domu nie działo się nic złego, nie było głośnych kłótni i awantur itd. Na świadka tata powołał również kolegę z pracy jedynie w celu potwierdzenia jego regularnych przybyć do pracy, oraz, że zawsze w pracy był trzeźwy. Świadkowie ze strony matki to jej najlepsza przyjaciółka znana wam już z rozdziału 15 pod tytułem "Nareszcie ktoś mnie rozumie", oraz inna sąsiadka. W pewnym momencie do sądu weszła moja matka, po paru minutach podeszła do mnie i zaczęła wypytywać jak się czuję, odparłam, że nie mam ochoty z nią rozmawiać, spróbowała pocałować mnie w policzek po czym odeszła gdy jej to uniemożliwiłam. Na kilka chwil wszyscy weszli na sale po czym świadkowie wyszli i dopiero po ich wywołaniu kolejno zaczęli wchodzić na salę i zeznawać. pierwszym świadkiem który zeznawał ze strony taty był jego kolega z pracy i zaraz po zeznaniach pożegnał się ze mną i wyszedł. Później następni i gdy zeznawał już nasz ostatni świadek, byłam na korytarzu sama ze świadkami matki, to nie mogło skończyć się dobrze...

niedziela, 23 lipca 2017

23. Zablokowany telefon

Tata umówił się z moją matką, że to on będzie płacił za mój telefon. I ta umowa wydawała się działać jednak nie zbyt długo. Tata jasno oznajmił, że będzie ponosił opłaty tylko za abonament a nie za sam telefon, ponieważ kiedy skończy się umowa oddamy telefon mojej matce, skoro jest on na jej nazwisko. I wszystko było w porządku, ale do czasu. Kiedy tata dostał fakturę za drugi miesiąc za mój telefon zapłacił odpowiednią kwotę pomijając chyba około 20zł opłaty za sam aparat. Nie mogło obyć się bez kłótni. Ale myśleliśmy, że wszystko i tak będzie w porządku. Myliliśmy się, następnego dnia kiedy wychodziłam do szkoły przypomniało mi się, że nie wzięłam kluczy z domu. Chciałam zadzwonić do taty, by ten rzucił mi je przez okno. Kiedy jednak wybrałam numer i czekałam na pierwszy sygnał, zamiast niego usłyszałam w słuchawce dziwny komunikat, a mianowicie "telefon został zgłoszony jako skradziony". Nie wiedziałam co się dzieję, ani co to znaczy. Od razu pobiegłam do domu i wszystko powiedziałam tacie. Może powinnam po prostu pójść do szkoły i martwić się po powrocie do domu. Ale co gdyby coś się stało a ja potrzebowałabym się skontaktować z tatą? Nie mogłabym bo "telefon został zgłoszony jako skradziony". Weszłam do domu i powiedziałam wszystko tacie myślałam, że to jakiś błąd czy coś takiego, ale myliłam się. Jak się okazało, moja matka zdenerwowana tym, że tata nie zapłacił za sam telefon postanowiła, że nie pozwoli nam dalej z niego korzystać, jednak zamiast się z nami skontaktować i powiedzieć, że nie podoba jej się to i chce go odzyskać to po prostu zadzwoniła do sieci w jakiej telefon został kupiony i zgłosiła kradzież tego telefonu uniemożliwiając mi korzystanie z niego i wykonywanie połączeń. To było okropne, ledwo cieszyłam się z odzyskanego telefonu, a już musiałam się z nim pożegnać. Tata wykupił mi kartę którą włożyłam do jego starego telefonu tylko by mieć z nim jakikolwiek kontakt ale obiecał mi, że kupi mi inny telefon. I tak też zrobił, jak zawsze dotrzymał słowa, pozwolił mi wybrać sobie telefon który mi się podobał i wziął go dla mnie w korzystnej umowie.

wtorek, 23 maja 2017

22. Wszystkie moje rzeczy...

Mimo braku pieniędzy tata robił co może i z pomocą dziadków i jego rodzeństwa był w stanie kupić mi najtańsze łózko jakie znaleźliśmy, biurko, a do niego fotel oraz drukarkę nie tylko po to bym była w stanie wydrukować rzeczy związane ze szkołą, ale również byśmy byli w stanie wydrukować różnego rodzaju materiały zgromadzone na potrzeby sprawy rozwodowej. Tata nadal spał w salonie na materacu pozostawionym przez matkę przy wyprowadzce. Na krótki okres czasu taki materac to nic złego ale z czasem mówił mi jak mu nie wygodnie, że boli go kark. Wiedziałam, że nie zgodziłby się zamienić miejscami tak po prostu. Dlatego czasami mówiłam mu, że wygodniej mi na materacu, że mam na nim więcej miejsca, albo, że mam bliżej ładowarkę i mogę korzystać z telefonu. Wtedy zgadzał się spać na moim nowym łóżku. Cieszyłam się że choć na parę nocy mogę mu pomóc. Moja wtedy najlepsza przyjaciółka wiedziała o całej tej sytuacji. Dlatego mimo wielkiego braku w wyposażeniu naszego mieszkania czasami przychodziła do mnie na noc, gdy już naprawiliśmy nasz stary komputer który jak większość rzeczy pozostałych w mieszkaniu nie był w dobrym stanie rzucony na podłogę i bez kilku części. Mogłyśmy wtedy oglądać sobie filmy które przynosiła na pendrive'ie. Któregoś razu przyszła by u mnie nocować, miała masę różnych filmów, oglądałyśmy je prawie całą noc miałyśmy dobrą zabawę strasząc się na wzajem po oglądaniu horrorów. Przez te wszystkie wygłupy spałyśmy dość długo. Wstałyśmy około 11:00. Jak zawsze zrobiłyśmy sobie tosty na śniadanie. Zjadłyśmy ubrałyśmy się i dalej razem siedziałyśmy. Parę minut przed 14 dostałam sms'a od matki. Jego treść brzmiała tak: "Natala przyjedź po rzeczy swoje rzeczy, rower książki gitare itd. jeśli nie przyjedziesz będę zmuszona wystawić je na śmietnik nie mam gdzie je dać. Masz czas do 14:30". Nie chciałam jechać tam sama. Chciałam pojechać z tatą problem polegał na tym, że nie zdążyli byśmy dojechać na czas dlatego pisząc z nią prosiłam by tego nie robiła. Mówiłam, że przyjedziemy innym razem bo dziś nie ma już czasu. Jednak nie zgodziła się zostawiać moich rzeczy dłużej, a teraz było już całkiem za późno by jechać. Wyrzuciła więc moje rzeczy, pamiątki, dyplomy ze szkoły, resztę ciuchów których nie zabrałam wcześniej, gitarę którą dostałam od babci kiedy powiedziałam jej, że chciałabym nauczyć się grać na gitarze, rower. No i inne drobne rzeczy, ale jednak moje i równie dla mnie ważne... Teraz zostałam już dosłownie z niczym prócz ciuchów i starych rzeczy szkolnych... no miałam jeszcze telefon... ale jego odzyskaniem też nie mogłam cieszyć się zbyt długo...

niedziela, 21 maja 2017

21. Ciuchy i telefon.

W końcu zdecydowaliśmy z tatą, że poprosimy moją matkę by oddała mi przynajmniej jakieś ciuchy i najpotrzebniejsze rzeczy. Jednak pomimo wielu smsów do niej wysłanych i prób wybłagania od niej, by je spakowała, a my po nie przyjedziemy nie zgodziła się. Musiałam zdecydować czy chce czekać, aż w końcu się zgodzi, czy pojechać tam i sama spakować swoje rzeczy. Wybrałam drugą opcję, chociaż nie chciałam tam wracać, nawet tylko po to. Tata pojechał ze mną, ale nie wchodził do środka, nawet gdyby chciał nie zgodziłaby się, miałam ze sobą worek na śmieci by wrzucić do niego ciuchy i torbę sklepową. Weszłam do środka moja matka stała nade mną i patrzyła na mnie uważnie obserwując co ze sobą biorę. Jako, że był z nią jej "partner" chciałam wziąć co zdołam jak najszybciej. Jakieś ciuchy spakowałam szybko do worka na śmieci a do torby upchałam stare zeszyty i przybory szkolne które jeszcze nadawały się do użycia. Mówiłam jej by teraz oddała mi też telefon, ale nie zgodziła się na to. Wzięłam worek i torbę i zeszłam do taty. Powiedziałam mu, o tym, że matka nie chciała oddać mi telefonu. Postanowił, że zawrze z nią umowę, że to on będzie jej wysyłał pieniądze na płacenie za telefon, który niestety był kupiony na nią. Po długiej wymianie smsów zgodziła się i odzyskałam swój telefon. Cieszyłam się że odzyskałam przynajmniej część swoich rzeczy. Miałam nadzieję, że resztę rzeczy należących do mnie również niedługo odzyskam... jednak tak się nie stało...