wtorek, 22 listopada 2016
17. Nowy dom?
Parę dni później, mama obudziła mnie dość wcześnie bo około 8 rano. Kazała zrobić to co zawsze przyszykować bratu śniadanie zająć się nim, a potem od razu się ubierać i iść z nim na dwór. Nic nie rozumiałam, zrobiłam co kazała, ona cały czas rozmawiała przez telefon, z różnymi osobami, jak mi się wydawało. Kiedy zaczęłam się ubierać i pomagałam bratu pakować zabawki na plac zabaw zrozumiałam co się dzieję. Do domu wszedł jej kochanek z bratem i "ciocia" czyli stara koleżanka mamy. Weszli z workami na śmieci. Koleżanka mamy zaczęła pakować wszystko jak leci do worków a mężczyźni zajęli się pralką, którą trzeba było wyjąć z zabudowy. Mama kazała mi się pośpieszyć i wychodzić, nie oddała mi telefonu, nie wiedziałam co robić, nie mogłam zadzwonić do taty. Miałam ze sobą tylko telefon który parę dni temu wyciągnęłam z szafki ze starociami i podładowałam, działał, ale pieniędzy na nim nie było. Dzięki sprytnemu trickowi podanemu mi przez koleżankę zadzwoniłam do niej na jej koszt. Wytłumaczyłam mniej więcej o co chodzi posiedziała ze mną po czym poszła do mojej mamy po mój telefon, pod pretekstem, że ja jestem z bratem i nie mogę go zostawić, no a chciałybyśmy sobie pogadać no i przecież musi mnie mama jakoś informować, co mam robić, kiedy wrócić, o ile w ogóle miałam wrócić. Udało się, plan zadziałał. Odzyskałam telefon. Chciałam zadzwonić do taty, ale on zrobił to szybciej, zadzwonił do mnie. Pytał co się dzieję. Powiedział, że ktoś do niego zadzwonił i powiedział, że ktoś demoluje dom. Powiedziałam mu tyle co wiedziałam. Tata musiał kończyć, żeby mógł się urwać z pracy i dojechać do domu. Czekałam, bratu się nudziło, a na dodatek jeszcze zaczęło padać. W końcu mama z kochankiem podjechali jego samochodem na plac zabaw i kazali nam wsiadać. Wszystko się wyjaśniło kiedy dojechaliśmy na miejsce. Okazało się, że tak jak myślałam, właśnie się przeprowadziliśmy. Weszliśmy do dużego bloku do mieszkanie a numerze 12. Tak naprawdę jeszcze wtedy nie wiedziałam nawet gdzie jestem, nie znałam tej okolicy...
sobota, 5 listopada 2016
16. "Policja będzie cię szukać"
Odebrałam, to była moja mama, powiedziała, że mam natychmiast wracać do domu i tyle. Zadzwoniłam do cioci, a ona kazała mi nie odbierać i się nie przejmować. Tak też zrobiłam, napisałam tylko sms do mamy, że wszystko jest ok i ma się nie martwić, ale tego co zrobiła potem się nie spodziewałam. Zaczęła do mnie wydzwaniać, ona i jej "partner" i wypisywać mi smsy, że jeśli nie wrócę do domu to narobi mi wstydu i zadzwoni na policję. Tak dosłownie to napisała, to nie moja interpretacja jej słów. Napisała "Jeśli nie wrócisz do domu i nie odbierzesz zadzwonię na policję i narobię ci wstydu, że policja będzie cię szukać". Nigdy bym się tego nie spodziewała. Spanikowałam. Znów zadzwoniłam do cioci powiedziała mi, że nie powinnam się poddawać, że Dawid jest pod jej ochroną a ona wszystko mamie wygarnie gdy ta wróci. Dodała też, że nie będzie mnie do niczego zmuszać i to moja decyzja. wystraszona postanowiłam załagodzić sytuacje. Zadzwoniłam do mamy, to nie była rozmowa, to była kłótnia. ona zaczęła mnie straszyć policją, a ja w płaczu prosiłam ją by tego nie robiła i tłumaczyłam jej, że to co robi nie jest dobre. Nie słuchała, w pewnym momencie powiedziała, że jak chce "tyle" wolności to mam trzymać się z tatą. Nie myślałam długo i powiedziałam, że w każdej chwili mogę zostawić Dawida u cioci pod jej dobrą opieką i iść do taty, zaczęła płakać i mówić, że jeśli naprawdę tego chcę to mam to zrobić. Uspokoiłam się trochę i rozmowa skończyła się na tym, że powiedziałam jej, że nigdzie nie idę jestem u znajomych, rozłączyłam się i zadzwoniłam do taty i poinformowałam go o całym zdarzeniu. Tata mnie wysłuchał choć nie chciał nic mówić by mnie nie nastawiać. Na drugi dzień o umówionej 10 byłam już u cioci. Mama napisała mi rano sms, że mam być w domu gdy wróci czyli około 13 jak twierdziła. Więc wróciłam do domu. gdy przyszła, wyrwała mi z ręki telefon bez słowa i poszła do łazienki. Wiedziałam co robi. czytała smsy moje i cioci. Wyszła z łazienki już bez telefonu nie oddała mi go, zaczęła mi wypominać, że dzieci tak nie robią, nie nagadują nikomu na swoich rodziców. Nie pozwoliła mi nawet odpisać na sms taty który zapytał jak się z bratem mamy. Zabrała mi telefon i zabroniła wychodzić na dwór.
15. Nareszcie ktoś mnie rozumie.
Dużo rozmawiałam i pisałam z ciocią, dowiedziałam się od niej, że mama obiecała jej nigdzie nie wyjeżdżać. Jej nastawienie do postępowania mamy sprawiło, że jej zaufałam, poszłam do niej z bratem na obiad porozmawiałyśmy i ciocia nas przygarnęła, aż do powrotu mamy. Wróciłam szybko do domu spakowałam parę rzeczy moich i brata i poszłam. Dawidek bawił się na dworze, a my i koleżanka cioci rozmawiałyśmy o tym wszystkim. Ciocia była naprawdę wściekła, mówiła mi, że wszystko mamie wygarnie i dzięki temu mama zrozumie co robi źle i będzie lepiej. Byłam wtedy naprawdę szczęśliwa ciocia zapewniała mnie, że będzie dobrze, że ona się tym wszystkim zajmie. U cioci była mi cudownie, zachowywała się jak prawdziwa mama, gdy byliśmy z bratem głodni próbowałam iść do kuchni zrobić kanapki, ale ona zawsze pytała mojego braciszka co ma ochotę zjeść i cokolwiek sobie zażyczył ona przygotowywała na obiad, gdy Dawid chciał iść na dwór przed blok siedziała godzinami przy oknie lub na ławce przy placu zabaw na którym się bawił i go pilnowała a mnie dosłownie wyganiała do koleżanek. Bardzo jej za to dziękowałam. Dzień przed rzekomym powrotem mamy dzwonili do mnie znajomi, wydzwaniali co chwilę prosząc mnie bym poszła z nimi do kolegi wieczorem na imprezę, a przyjaciółka do tego proponowała bym później poszła do niej na noc. Nie chciałam prosić cioci o tak wiele, miała problemy z kręgosłupem, a mój brat to istny wulkan energii, nie chciałam jej zostawiać z nim samej. Odmawiałam, ale ona po raz kolejny "kazała" mi się nie wygłupiać i iść się zabawić ze znajomymi. Upewniałam się milion razy czy aby na pewno to nie problem, czy nie zmieniła zdania. Ale ona uparcie mówiła, że tak i nawet dała mi 10 zł. Może to nie wiele ale dla mnie to było dużo, bo przecież tłumaczyłam jej, że nie potrzebuje bo to impreza i na pewno kupią coś do jedzenia i picia. Jednak po raz kolejny nie odpuściła w końcu wzięłam od niej pieniądze ale powiedziałam, że kiedyś jej oddam. Ciocia uznała, że byłoby fair gdybym dała znać o tym mamie, więc tak też zrobiłam napisałam jej gdzie idę, do kogo, no i, że Dawidek zostaje u cioci. Nie dostałam odpowiedzi no i poszłam, było super nie martwiłam się o brata, pisałam z ciocią, grałam ze znajomymi w fife :) tańczyliśmy słuchaliśmy muzyki. Nagle około 21 zadzwonił mój telefon...
wtorek, 11 października 2016
14. Wyjazd.
Któregoś dnia mama rozmawiała z moim bratem i usłyszałam jak tłumaczy mu, że musi jechać na szkolenie ale szybko wróci. Byłam zdziwiona bo nic mi nie mówiła, no ale pomyślałam, że to nic takiego tylko weekend, ale kiedy zapytałam czy będę mogła pójść na urodziny kolegi, które wypadały w poniedziałek, odpowiedziała, że nie bo jej nie będzie. Jeszcze bardziej zdziwiona zapytałam na ile wyjeżdża i gdzie. Powiedziała, że na 5 dni do Krakowa. Ale... to nie było wszystko, następnego dnia z 5 dni zrobiło się siedem, a jeszcze kolejnego z 7 powstało 10. W końcu byłam zła i powiedziałam, że 10 dni to chyba za dużo jak na szkolenie, odpowiedziała, że nie jedzie na szkolenie tylko gdzieś, mam się nie interesować i że jeszcze nie wie na ile dokładnie. Ostatecznie, mama wyjechała zostawiając mnie praktycznie samą z bratem bo tata pracował do późna. Zostawiła mnie ze 100 zł na 10 dni. Gdyby to 100 zł miało mi starczyć tylko na obiady dla mnie i brata myślę, że by wystarczyło, ale to 100 musiało mi starczyć na obiady głupie drobiazgi typu papier toaletowy czy cukier, karmę dla psa, chrupki dla braciszka który był już nauczony, że codziennie coś słodkiego dostanie, serki, chleb, szynkę, ser itd. Bo mama nie zrobiła zakupów uzupełniających lodówkę przed wyjazdem. Przecież to ja byłam od takich rzeczy. Na początku miałam to jakoś zorganizowane, kupowałam rzeczy na obiad i coś słodkiego dla brata i wydawało mi się że starczy, ale w końcu zaczęło brakować wspomnianych wyżej rzeczy. Mój dzień wyglądał tak, że rano ubierałam braciszka, robiłam mu śniadanie, bawiłam się z nim, ćwiczyłam z nim "zadania" z przedszkola typu liczenie, kolorowanie, pisanie jakichś literek po szlaczkach. Później szłam z nim na zakupy, gdy wracaliśmy puszczałam mu bajki i robiłam obiad. Po obiedzie wychodziłam z nim na plac zabaw i spędzaliśmy tak cały dzień, on miał ubaw, a ja nie siedziałam w domu i czasem się zdarzyło, że ktoś znajomy przyszedł ze mną posiedzieć. Później czasem dzwoniłam do taty, by dowiedzieć się kiedy będzie, chcąc choć ostatnie kilka godzin dnia spędzić ze znajomymi, jako że były to wakacje późno oznaczało naciąganą dla mnie przez tatę godzinę 23, ponieważ zazwyczaj wracał około 21/22. Czasem okazywało się, że akurat gdy ja wrócę do domu tata już będzie więc będę mogła zostawić mu Dawidka i uciec od tego wszystkiego choć na chwilę. I tak w kółko.Około 5 dnia, zadzwoniłam do cioci (przyjaciółki mamy) mieszkającej niedaleko, okazało się, że mama zapewniała ją, że nigdzie nie pojedzie. Więc ciocia była na nią delikatnie mówiąc wkurzona. Zaczęło mi brakować pieniędzy i w kieszeni miałam już tylko 30 zł. Postanowiłam więc postawić na tani obiad czyli frytki zwłaszcza, że Dawidek mnie o nie prosił. Tego dnia tata wrócił do domu wcześniej i natknął się na mnie myjącą naczynia po obiedzie, był zły, że zrobiliśmy sobie z bratem frytki, nigdy nie lubił gdy jedliśmy coś a'la fast food. Trochę mnie to przerosło i płacząc powiedziałam mu tylko, że robię na obiad to na co mnie stać. Nie chciałam prosić go o pieniądze, pracował codziennie, nie miał łatwej pracy remonty, praca fizyczna. No a prawie nic nie jadł, jego jedyny posiłek w ciągu dnia to bułka z sałatką kupioną w biedronce. Tata nic nie odpowiedział. Dodałam tylko jeszcze , że dostałam 100 zł na 10 dni. Następnego dnia pisałam z ciocią o tym jak mi ciężko i, że nie podoba mi się zachowanie matki....
niedziela, 2 października 2016
Mała Prośba :)
Witam wszystkich czytających... no właśnie. Tak sobie myślę czy ktoś to w ogóle czyta :). Oczywiście bloga piszę w dużej mierze dla samej siebie, ale skoro jest on publiczny, a widzę 420 wyświetleń to chyba ktoś jednak zagląda:). Tak jak widzicie po tytule post ten jest prośbą. O co ? Mianowicie o to abyście wy czytający dali mi o sobie znać pisząc komentarze:). Czasem łapie mnie straszna niechęć do pisania, więc świadomość, że jest przynajmniej parę osób które czytają i są ciekawe co dalej, motywowałaby mnie :) Dlatego raz jeszcze proszę o komentarze i pozdrawiam :).
sobota, 1 października 2016
13. Sygnały.
Ta cała sytuacja to było dla mnie za wiele. Nie wiedziałam jak miałabym powiedzieć cokolwiek tacie w twarz bałam się, nie wiedziałam co zrobić. Wiedziałam, że jeśli tata też uważa, że coś jest nie tak z tym nagłym pomyśle o rozwodzie to będzie szukał. Więc stwierdziłam, że zamiast mu mówić po prostu podsunę mu niektóre informacje. Na dzień dziecka mama zabrała mnie i brata z partnerem jak go nazywała do zoo. Robiłam im dużo zdjęć pod pretekstem, że po prostu nie mają ich dużo razem. Wróciłam z bratem do domu pod wieczór a mama pojechała na noc do partnera, tata długo nie wracał, ja w tym czasie wszystkie zdjęcia wrzuciłam na komputer kilka z nich usunęłam wiedząc jednak, że da się je przywrócić. Na następny dzień poszłam z bratem na dwór i byliśmy na dworze długo, kiedy w końcu wróciliśmy do domu z radością mogłam stwierdzić, że na komputerze zostało zrobione przywracanie danych. Oznaczało to tylko jedno, tata znalazł to co zostawiłam. Później dowiedziałam się gdzie mama chowa strój na motor którym jeździła ze swoim partnerem. Kiedy mama kolejny raz zostawiłam mi klucze do pilnowania po prostu zostawiłam je w drzwiach. Wiedząc że tata będzie chciał tam zajrzeć. Nadal robiłam zdjęcia mamy z jej partnerem albo prosiłam by wysyłała mi te które mają. Jednak któregoś dnia powiedziała, że muszę założyć hasło na komputer. Zrobiłam to jak pewnie wiecie przy zakładaniu hasła pojawia się prośba o pytanie pomocnicze wpisałam tylko jedno słowo "cyfry" moim hasłem były cyfry nieparzyste więc 13579. Następnego dnia sprawdziłam czy znów było zrobione przywracanie danych na komputerze i owszem było. Więc mój plan działał. Tata radził sobie z moimi wskazówkami które jednocześnie były zagadkami.
12. Pozew
Mama mieszkała w sypialni, a tata w salonie. Ja z bratem w jednym pokoju. Zawsze gdy mama wychodziła zostawiała mi klucz do jej pokoju, żeby tata nie mógł tam wejść i "czegoś jej ukraść". Za którymś razem... ciekawość mnie poprowadziła. Mama wyszła z domu, zamknęłam za nią drzwi. Wzięłam klucz i stanęłam przed drzwiami do jej pokoju. Długo myślałam czy powinnam to zrobić. "Przecież zobaczy, że coś ruszyłam" myślałam. Ale w końcu włożyłam klucz do zamka i przekręciłam po tym jak raz jeszcze podeszłam do drzwi i przez judasza sprawdziłam czy nikt nie idzie. Weszłam do pokoju, rozejrzałam się, nie wiedziałam od czego zacząć. Bo też nie wiedziałam czego szukam. Trafiłam na zeszyt. Otworzyłam go, były w nim zapiski podpisane groźnie wyglądającym słowem "pozew" tylko data nie pasowała. To były notatki do jakiegoś starego pozwu. Szukałam dalej. I w końcu znalazłam. Pod plastikowymi pojemnikami znalazłam kilka kartek oficjalnego pozwu datowanego na ten właśnie okres, przeczytałam wszystko i były w nim takie niestworzone rzeczy, że nie wiedziałam co myśleć. Jedyne co zdążyłam zrobić nim dorwał mnie szok to zdjęcia. Dokładnie dbając o odpowiednią kolejność i ostrość zdjęć sfotografowałam każdą stronę pozwu. Tego dnia tata wrócił wcześniej n iż mama. Długo siedziałam milcząc w pokoju z bratem przy komputerze. W końcu wstałam i weszłam do salonu tata oglądał telewizje, bez słowa podeszłam i pokazałam zdjęcia, poprosił bym mu je wysłała. Zrobiłam to. Po prostu czułam że treść tego pozwu jest tak nie fair, że nie mogę zrobić nic innego jak tylko pokazać go tacie.
Subskrybuj:
Posty (Atom)